W dniach 26-30 lipca wraz z moim wędkarskim kompanem, Grzegorzem, wybraliśmy się na długo oczekiwaną zasiadkę na łowisku Pstążna.
Do dyspozycji mieliśmy dwa stanowiska, co dawało nam sporo przestrzeni do rozłożenia swoich zestawów. Przed wyjazdem przeprowadziliśmy zarówno internetowy jak i telefoniczny zwiad, podczas którego próbowaliśmy się dowiedzieć, w jaki sposób zwiększyć swoją szanse na spotkanie z pięknymi rybami.
Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, szybko rozpakowaliśmy wszystkie nasze rzeczy, a chwilę później pierwsze zestawy wylądowały w wodzie. Na rybę nie musieliśmy długo czekać, bo już po trzech godzinach na naszej macie wylądował pierwszy, piękny dwunastokilogramowy karp. Po złowieniu tej ryby nasz apetyt wzrósł, i z niecierpliwością czekaliśmy na następne branie. Nie minęły cztery godziny, a kolejny common wylądował na naszej macie! Tego dnia złowiliśmy jeszcze dwa dodatkowe karpie.
W nocy mogliśmy spać spokojnie, gdyż nasze wędki stały spokojnie bez pika. Wszystko odmieniło się rano. Przez następne dwa dni łowiliśmy naprawdę sporo dużych ryb, lecz nie mogliśmy przebić się powyżej pechowej trzynastki. Po rozmowie z sąsiadami obok zmieniliśmy nieco naszą taktykę. Wcześniej zarzucone przez nas zestawy lądowały jak najbliżej dozwolonej odległości od trzciny. Po namyśle postanowiliśmy położyć zestawy bliżej środka wody. Oprócz zmiany umiejscowienia zestawów, skorygowaliśmy sposób i wielkość nęcenia. Poprzednio wywoziliśmy dużą ilość peletu i kulek. Tym razem zdecydowaliśmy zastosować więcej ziaren z dwudziestoma lub dwudziestoma pięcioma kuleczkami RK Baits Squid na zestaw. Zwiększyliśmy rozmiar przynęt na włosie do wielkości 2 x 20mm także o smaku RK Squid. Po niecałych trzydziestu minutach ruszyliśmy od nowa. Grzegorz wyciągnął pięknego sazana! Waga wskazywała czternaście kilogramów. Tak jest! W końcu udało nam się pokonać wcześniej wspomnianą pechową trzynastkę. Zdecydowaliśmy się na zmianę taktyki i od razu było widać efekty. Od tego momentu łowiliśmy jedynie duże ryby w granicach trzynastu - szesnastu kilogramów, co przyniosło ogromną satysfakcję i utwierdziło nas w przekonaniu, że ta zmiana była dobra. Po kilku naprawdę pięknych rybach starałem się jeszcze troszkę pokombinować. Nie zmieniłem ilości zanęty ani smaku kulek, ale zamiast zakładać na włos tę samą nutę smakową, postanowiłem zastosować przysłowiową wisienkę na torcie. Na dywanie z ziaren i kulek RK Sqiud na włos założyłem kulkę o zapachu znanym jako Donald z tej samej firmy.
Po paru godzinach integrowania się ze stanowiskami obok moja centralka wydała z siebie gwałtowny dźwięk. Podbiegłem do wędki, a żyłka ubywała błyskawicznie. Poczułem spory opór więc pomyślałem, że to pewnie kolejny piętnastokilogramowy wariat. Po około piętnastu minutach walki ryba weszła w trzcinę, dosłownie cztery metry od mnie. Szybko chwyciłem podbierak i wszedłem do wody. Udało mi się ją wyciągnąć! Moim oczom ukazał się piękny, pełnołuski kolos. W pierwszej chwili pomyślałem, że może ważyć nawet ponad dwadzieścia kilogramów. Przynajmniej na takiego wyglądał, był ogromny! Gdy wyłożyłem go na matę, sąsiedzi ze stanowisk obok od razu uświadomili mnie, że ryba na pewno waży dwadzieścia lub nawet dwadzieścia pięć kilogramów. Ręce mi drżały, gdy pozostało mi go tylko zważyć. Po położeniu ryby na wagę nogi ugięły się pode mną ze szczęścia. Ważyła dwadzieścia cztery i pół kilograma po odjęciu worka!
Po męczącej walce i przy tak dużej adrenalinie nie miałem nawet siły, żeby podnieść ją do zdjęcia i pokazać jej prawdziwe piękno. Stwierdziłem wtedy, że nie będę tego robił na siłę, bo wiem, że tak duże karpie nie lubią długich sesji. Wypuściłem rybę jak najszybciej i cieszyłem się, że wróciła w doskonałej kondycji do wody. Po tym wydarzeniu wraz z innymi karpiarzami celebrowaliśmy tę piękną zdobycz.
Następnego dnia nadszedł czas na pakowanie. Zbierając sprzęt myśleliśmy o tym, że od poniedziałku trzeba iść do pracy. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy i trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Postanowiliśmy wtedy, że na pewno wrócimy tu jak najszybciej! To była nasza zasiadka życia. Chciałbym bardzo podziękować Rafałowi Kika za wspaniały towar, który przyniósł tak niewyobrażalny efekt oraz wszystkim, którzy tą zasiadkę spędzili wspólnie z nami. Jesteście najlepsi! Do zobaczenia nad wodą!
Mój kolega, Paweł w jednym monecie miał aż trzy brania i wyciągnął trio amurów.
Trzy amury na raz! Coś niesamowitego!
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...