Łowisko pełne magii, łowisko na które planowałem wybrać się od lat, niestety zawsze wypadało coś ważniejszego, ale w końcu nadszedł rok 2015, pełna mobilizacja i nareszcie się udało.
Dzisiaj wiem, że był to jeden z moich najlepszych wypadów na ryby w mojej niespełna 6 letniej karierze, które wspólnie z kolegami Andrzejem i Jarkiem miałem okazję przeżyć. Namawiam wszystkich, którzy tego łowiska jeszcze nie odwiedzili - przyjeżdżajcie naprawdę warto! A dlaczego, zaraz się przekonacie.
Był to nasz „pierwszy raz” na tym łowisku i niespełna trzydzieści ryb na macie - w tym 18 ryb powyżej 10 kg. Złowiliśmy 11 amurów, a ukoronowaniem tego wyjazdu był karp 22,5 kg. Łącznie złowiliśmy 293 kg - to chyba wszystko mówi za siebie.
Na pierwszą rybę zasiadki nie musieliśmy długo czekać. Już pierwszego wieczoru o 23.20 na wędce Andrzeja zameldował się piękny zdrowy okaz na macie. Była to ryba, która otwarła nasz pierwszy i na pewno nie ostatni pobyt na tym urokliwym łowisku. Szlak przetarł pełnołuski karp o wadze 16,4 kg. Kto by pomyślał - nie dawno przyjechaliśmy, a już mamy się z czego cieszyć. Szybka wymiana kulki i zestaw ląduje z powrotem w swoim wcześniej wytypowanym miejscu. Po bardzo krótkiej nocy wybudza mnie dźwięk mojego sygnalizatora, podnoszę kij i czuję, że również i do mnie szczęście się uśmiechnęło. Karp jak się później okazało nie był duży, ale to moja pierwsza ryba z tego łowiska, więc radość jest ogromna. Ponownie na macie melduję się pełnołuski, tym razem waga wskazuję 7,9 kg. Może ciężar mało imponujący, ale za to nadrobił swoją walecznością. Ryby zdrowe i przede wszystkim bardzo silne. Podczas holi walczą zaciekle. Widać, że są w dobrej kondycji, więc przy każdym holu adrenalina jest na wysokim poziomie. Była to 5.40 tego ranka i o dalszym spaniu mogłem zapomnieć. Tym bardziej, że niespełna po dwóch godzinach melduje się następny „misiek”, ponownie pełnołuski, przy którym waga zatrzymuje się na 10,9 kg. Ponownie dźwięk centralki odezwał się u Andrzeja. Cieszymy się, jest to już nasze 3 branie. Ale nawet nie marzyliśmy o tym, co się wydarzyło później!
Mija kolejna godzina i w końcu pierwszego brania doczekuje się Jarek. Pierwsze, ale za to jakie! Ta ryba została naszym królem wyjazdu. Po niespełna 15-minutowym holu w podbieraku melduje się ponownie piękny karp pełnołuski!!! Widzimy, że jest spory, ale to co zobaczyliśmy na macie, przeszło nasze najśmielsze oczekiwanie. Po odsłonięciu podbieraka gołym okiem widać, że mamy nasze 20+, tara, waga i jest 22,5 kg. Co za ryba! Radości, gratulacji jak zwykle nie było końca. Siadamy wspólnie przy porannej kawie i robimy „burzę mózgów". Jeżeli siadacie wspólnie z kompanami, a nie macie przed sobą tajemnic, to takie analizy przynoszą cuda. Oczywiście pod warunkiem, że są ryby, a w Pstrążnej są, i to nie mało…
Po południu do głosu dochodzę ja. Ja i moje amury…
Jadąc na te ryby, założyłem sobie, że jedną wędkę ustawiam właśnie na amura. Tak więc przygotowałem się najlepiej, jak potrafiłem. W głowie odświeżyłem wszystkie na ten temat ważne informację. Nie ukrywam, że często korzystam z artykułów z fachowego czasopisma karpiowego, z którego to przed wyjazdem przestudiowałem około 10 artykułów o amurach i udało się na końcu zasiadki. Moi koledzy okrzyknęli mnie „królem amurów”, co było z ich strony bardzo miłe, a mnie, nie ukrywam, sprawiło wiele radości.
Apogeum brań amurowych nastąpiło po pierwszej dobie nęcenia. Nęciłem kukurydzą, kulkami i peletem. Czułem, że prędzej czy później przypłyną. Nie myliłem się. O 16.00 mam na wędce pierwszego amura wyjazdu i jak się później okazało, nie ostatniego. Mam na wędce, mam w podbieraku, ale niestety nie mam go na macie. Tak, tak. Był już w podbieraku, wysoko nad powierzchnią, ale siła jaką nam zademonstrował, była nieziemska. Nasz wschodni „Azjata” z takim impetem zaszalał w podbieraku, że po prostu go zdemolował. Zrobił w nim dziurę na 30 cm i nad zwyczajniej w świecie odpłynął. Cóż to był za ból. Pierwszy, i już teraz wiem, na pewno największy amur tej zasiadki. Dzisiaj z perspektywy czasu rozumiem, że był to dla mnie niesamowity impuls do dalszego działania. Tak więc zacisnąłem zęby i wziąłem się mocno do roboty. Od tego czasu miałem regularne brania, dwie godziny rano i 2 godziny po południu. Gdzie te ryby były w innych godzinach i co robiły, męczy mnie do dziś. W sumie przez całą zasiadkę miałem 12 amurów na wędce. Z tego dwie sztuki okazały się sprytniejsze. Dziesięć wylądowało na macie. Cóż za piękne ryby, ile one dają „powera”. Warto, naprawdę warto ustawić zawsze jeden kij właśnie na ten gatunek, tym bardziej, że populacja w łowisku nie jest mała.
W międzyczasie moi współtowarzysze również nie marnowali okazji i regularnie łowili duże karpie. Andrzej i Jarek, nastawiając się głównie na karpie, wyciągają kilka ładnych ryb powyżej 12 kg. Widać, że ich zanęta również działa. Andrzejowi udaje się też wyholować jednego pięknego amura.
Teraz, kilka ważnych praktycznych informacji. Na łowisku jest cicho, spokojnie, nikt obcy się nie kręci. Można przyjechać z drugą połówką. Do wynajęcia są domki, jest prysznic, który w porze letniej jest dużym plusem. Jest pyszne jedzonko u pani gospodarz. Osobiście polecam pstrąga, naprawdę prawdziwy „rarytas”, a i do sklepu spożywczego jest 10 minut pieszo. Co najważniejsze są ryby, więc na pewno nic Wam tam nie zabraknie.
Jeżeli, ktoś marzy o pięknej przygodzie, takiej którą my przeżyliśmy, zapraszam na Pstrążną. Klimat jest niepowtarzalny. Istnieje duża szansa, że Wam również się powiedzie, ryby są, i naprawdę jest ich sporo!
Rafał Nowak
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...