To niesamowite, że są łowiska, które znamy jak własną kieszeń, przeżyło się tam praktycznie wszystko: brania, które nigdy się nie kończą, niejedną zasiadkę bez jednego nawet „pip”, sukcesy i porażki, a jednak coś w nich jest, że zawsze wracamy tam z dziką radością i rozmarzoną głową. Takim miejscem jest dla mnie Pstrążna, nieobliczalna i zaskakująca.
Zasiadka, którą opiszę, miała miejsce między 9 a 14 dniem maja. Ze względu na słoneczną aurę i niezmiennie od kilku dni wiejący z zachodu wiatr postanowiliśmy łowić w płytszej partii zbiornika i wybraliśmy stanowisko nr 2. Towaszyszył mi jak zwykle tego roku podczas zasiadek na Pstrążnej, kolega Arek.
Na łowisko przybyliśmy w sobotę w popołudniowych godzinach. Z rozmów przeprowadzonych z karpiarzami będącymi nad wodą od kilku dni wynikało, że ryby nie są chętne do współpracy. Pierwsza myśl? Bardzo dobrze! Trzeba pokazać, kto tu rządzi.
Zaczynamy standardowo. Najpierw wywozimy zestawy, później rozbijamy biwak i instalujemy się na stanowisku. Stare sprawdzone killery lądują w wodzie: cherry super crab ze stajni Vaclavika oraz niezawodne orzechy tygrysie na sztywnach iq d-rigach, zawiązanych na hakach Curv Captor nr 4.
Cztery wędki i cztery identyczne zestawy. Zanim rozbiłem namiot, Arek złowił pierwszego 12 kg amura. Trzy kolejne dołowiliśmy do zmroku - a podobno miały nie brać - pomyślałem. Przychodzi pierwsza noc i… cisza godzinę, półtorej, dwie - idziemy spać… Pobudka, ostry odjazd na orzecha i pierwszy karp 14 kg. Zapisuję rybę w karcie połowu. Która godzina? 02:30. Mija minuta, może dwie - drugi odjazd, tym razem u Arka. Ryba jest niezwykle silna ale po 10 minutach przegrywa walkę i ląduje na macie - pełnołuska 12-tka. Do rana jest spokój – śpimy;)
10 maja dostałem najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłem sobie wymarzyć od łowiska Pstrążna. Od godziny 07.00 do 21.00 mieliśmy 29 brań, z czego udało się wyholować 24 ryby: 16 amurów w przedziale wagowym od 9 kg do 15,5 kg oraz 8 karpi od 3 kg do 16,5kg. Były też straty w postaci dwóch siatek z podbieraków, porwanych przez chyba "wściekłe” amury, jeden rozprostowany Curv Kaptor - prawdopodobnie przez grubą rybę. Na dodatek kłopotu narobił jeden amur, który prawdopodobnie nie chciał z nami zdjęć. Wyskoczył z podbieraka po podebraniu w taki sposób, że do teraz nie jestem tego w stanie wytłumaczyć.
Mimo że nie złowiliśmy żadnej z ryb, za którymi zasadza się na tego typu łowiskach, i o których sama myśl wprawia w stan błogiego rozmarzenia, to liczba brań zdecydowanie zrekompensowała brak „20-tki” na brzegu. W nocy z niedzieli na poniedziałek jedno branie przyniosło efekt w postaci 15 kg karpia, oczywiście chwilę po 02.30.
W poniedziałek zmienił się wiatr, i jak to z rybami bywa, zmieniły one swoje dotychczasowe upodobania do żerowania za dnia. Kolejne brania mieliśmy jedynie w nocy. Od następnej zasiadki na Pstrążnej zacznę nastawiać budzik na 02.30, gdyż nie było nocy, żeby w tym czasie nie było brań.
Doławiamy w nocy 2 kolejne amury i 3 karpie. Wtorkowa i środowa noc przyniosła nam w sumie 5 brań, z których 4 przełożyły się na efekt w postaci karpi w przedziale wagowym 11-14,5 kg.
Podsumowując złowiliśmy 40 ryb, większość amurów na orzechy tygrysie. Karpie wolały cherry craba, i tak jak wcześniej napisałem, brak efektu w postaci wymarzonej ryby powyżej 20 kg zrekompensowało nam prawie 50 brań! Dziękuję łowisku Pstrążna za niedzielę 10 maja i do zobaczenia nad wodą!
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej...